Szanowni Państwo,
Bardzo żałuję, że nie mogę osobiście wziąć udziału w promocji książki „Zofia Solarzowa. Życie spełnione. Pisma społeczne i literackie”, a zwłaszcza, że nie będzie mi dane przysłuchać się dyskusji na temat tego, kiedy życie ludzkie można nazwać spełnionym. Dyskusja ta zapowiada się szczególnie ciekawie w kontekście bogatego w owoce życia Patronki białodunajeckiej biblioteki.
Tak się jakoś ułożyło, że człowiek, jako jedyna istota na ziemi, obudował swoje istnienie pewnymi ideami, które równocześnie gwarantują mu sens i nadają kierunek. Miłość, mądrość, dobro, nadzieja, sprawiedliwość oto tylko niektóre z nich. W wielu kulturach pierwotnych przyjmuje się, że niektórym udaje się osiągnąć pełnię owych ideałów. Są to wybrańcy bogów. Ludzi takich otacza się szczególną czcią, stawia w centrum społeczności, wynosi na piedestał, słucha we wszystkim. Stają się mędrcami.
W naszej kulturze niedowierzania skłonni jesteśmy raczej wątpić, by komukolwiek udało się za ziemskiego życia osiągnąć pełnię swoich ludzkich możliwości. Mimo naszego rozwoju, mimo podejmowania rozmaitych działań, ideały wcale nie stają się nam dostępniejsze ani też bardziej osiągalne. Zgodnie ze swa naturą, zawsze majaczą gdzieś na horyzoncie, wyznaczając azymut życia.
Skąd więc w ogóle wzięła się idea „spełnienia”, która zakłada zrównanie się z ideałem?
Kiedy człowiek czegoś dokona, czuje, że w jakimś stopniu wywiązał się z nałożonych nań obowiązków. Czasami sami mówimy: „no, mogę już spokojnie odejść, skoro np. spłodziłem syna, postawiłem dom, zasadziłem drzewo”. Czujemy, że osiągnęliśmy jakieś minimum, bez którego nasze życie byłoby mniej wartościowe. Niektórzy na tym poprzestają, inni nie. Czy ktokolwiek myśli o maximum? Raczej nie. Czy w chwili ostatecznego odejścia nasze życie spełni się automatyczne? Jedynie w wymiarze czasowym. Spełniły się dni naszego życia. A ono samo?
Gdybyśmy byli niezależnymi bytami, żyjącymi w izolacji - być może łatwiej byłoby mówić o spełnieniu w wymiarze jednostkowym. Skoro jednak tworzymy społeczności, życie człowieka może się spełniać przez ich dzieła i dokonania. Tak też postrzegam życie Zofii Solarzowej. Ona sama nie miała podstaw do tego, by powiedzieć: „moje życie mogę nazwać spełnionym”, skoro wciąż stawiała sobie jakieś cele, wciąż widziała wokół siebie tak wiele niedostatków, którym należało zaradzić. Poczucie spełnienia zwalnia z potrzeby działania. Usprawiedliwia stagnację. Na to Zofia Solarzowa sobie nie mogła pozwolić. Z tego powodu jej samej trudno byłoby nazwać własne życie spełnionym.
My jednak patrzymy na dzieło życia Zofii Solarzowej z innej strony. W Białym Dunajcu - przez pryzmat lat, spędzonych przez „Krzesnom” między góralami. Do dziś członkowie zespołu „Biały Dunajec” noszą w sercach jasne wspomnienia tamtych dni. Zofia Solarzowa wpłynęła na ich życie. Podobnie jak na pierwsze, a z racji patronatu także kolejne pokolenia zespołu „Promni”. We wszystkich Zofia Solarzowa zasiała jakieś ziarno, które wzeszło i wydało owoc. Owocem tym jest m.in. praca podejmowana przez jej uczniów w imię tych samych ideałów, którym i ona służyła. Życie Zofii Solarzowej nie tyle było spełnione, ile spełnia się w dalszym ciągu. I – mam nadzieję – będzie się spełniało jeszcze długie lata.
Anna Mlekodaj